Przeskocz do treści

Gdzie jest kotwica

21/09/2011

Z wrześniem powróciły nasze spotkania w małych grupach, czyli spotkania małżeństw  zrzeszonych w zakonie Spotkań. Wraz z nimi powróciły  liczne rozmowy w tej zdumiewającej materii: czy warto, aby mąż z żoną rozmawiali sobie czasem.  Dzieje się jakoś tak, że w tej dziedzinie panuje sporo mitów. Jednym z nich jest przekonanie, że dialog jest kwestią spontaniczną, pojawia się i znika w małżeństwie w zależności od potrzeb.  Na weekendach prowadzonych przez Spotkania jest często porównywany do skrzynki z narzędziami: jak coś się dzieje, wystarczy sięgnąć, pomajstrować i gotowe: małżeństwo jak nowe.

Otóż mam zdanie odmienne i pomimo, że między wierszami o tym już tu pisałem, wyłuszczę je wprost i obficie. Nie wierzę w żadną spontaniczność. Zgadza się: można traktować dialog jako skrzynkę z narzędziami. Jak wiadomo, wszystko się psuje. Samochody, zęby, atmosfera i relacje. Taka już ich uroda. Jak się psuje, to trzeba naprawiać. Bierzemy specjalne narzędzia: my lub fachowcy i reperujemy. Czasem uda się zreperować do stanu sprzed awarii, a czasem to już nie, bo wszystko się zużywa.

Piszę te dyrdymały, żeby uświadomić drogim czytelnikom, że jeśli dialogu używa się jako narzędzi do reperacji relacji, to będziemy kręcić się ciągle w kółko i przerabiać powracające tematy. Czasowo się polepszy, może ciut poprawi, ale czekajcie zimy, wraz ze śniegiem wszystko wróci. No bo jak ma człowiek złapać kondycję, skoro nie ćwiczy. Jak ma być bliżej drugiej osoby, skoro tylko doskoczy na chwilę i zaraz pobiegnie w swoją stronę.

Z Panią Mego Serca też tak robiliśmy. Jak szykowaliśmy się do animacji na weekendy, to był dialog. Jak się działy awantury z najstarszą latoroślą – to był dialog. Ba, nawet w lepszych okresach dorobiliśmy się zwyczaju, co wieczór, dwa pogadać jak dzień minął, co przyniósł, jak się czujemy. To też można nazwać formą dialogu. Ale jak się zakręcaliśmy w pracę i obowiązki domowe, to padaliśmy na twarz i cisza zalegała. Albo powarkiwanie. Zbierało się zwykle potem na burzę, skrzynka z narzędziami wracała na stół i był dialog. I tak w koło Wojtek.

Jedno jest pewne: nie miałem stałego poczucia ani bliskości, ani zrozumienia ze strony Pani Mego Serca i o ile mi wiadomo ze wzajemnością. Przypominaliśmy najgorszym czasie tratwę poszarpaną przez wiatry i deszcze, która dryfuje bezwiednie po bezkresnych wodach, pozbawiona celu i kotwicy. Tak prawie dwa lata bez mała. W desperacji swojej kupowałem coraz więcej książek, poszukując odpowiedzi na pytanie: dlaczego nie działa, coś co ma sens i w co wierzę? Dlaczego nie potrafię zaaplikować w swoją małżeńską tkankę zasad dialogu. Gdzie robimy błąd?

W Pacanowie kozy kują, więc koziołek, mądra głowa, błąka się po całym świecie, aby dojść do Pacanowa. Odpowiedź na moje pytanie była na wyciągnięcie ręki. Najprostsza i banalna. Zamiast błąkać się po całym świecie, trzeba wyznaczyć czas i miejsce. Zacząć regularnie rozmawiać.

Rozumiem, że to może wielu zniechęcić. Bo to nie jest żadna wiedza tajemna. Iluminacja czy objawienie. Ani to błyskotliwe, ani nowe, ani przekonujące. Nic nie poradzę. Z całego porządku podstawowego stałość dialogu -jego regularność wydaje mi się kluczowa. To niezwykłe, że większość populacji pojmuje jej rolę w stosunku do troski o samochód, ogródek, dentystę czy siłownię. Albo  spójrzmy na wielką mądrość Kościoła, żeby użyć poważniejszych argumentów: przynajmniej raz w tygodniu Eucharystia. Żeby ścieżki naprostować i z Panem Bogiem, hm… dialog nawiązać.

Jak nie będziemy kwiatka podlewać stale, to co z niego wyrośnie? Zasadniczo z małżeństwem jest tak samo. Stałość jest tą właśnie kotwicą, która pozwoliła naszej tratwie zacumować w cichej zatoce. To dzięki niej także, jak idzie na sztorm,  to nie damy się porwać na  pełne morze, gdzie wieje o wiele mocniej. Moeller pisał, że kryzys małżeński nie rodzi się, gdyż jest  wypowiadany w zarodku, kiedy jeszcze nie narasta fala emocji i stłumionych potrzeb. Ostatnio jedna nasza para napisała, że oni to wieczorem robią, razem z modlitwą wspólną. Rewelacja,  bo to jest rytm codzienny.

Wspomniana kotwica  działa też jeszcze w innym wymiarze. Bo skoro rozmawiamy regularnie i solidnie (1 mecz piłki nożnej) to pojawia się wiele tematów, które krążą między nami  jakby na wierzchu. Są łatwo dostępne. Buduje się też bliskość i zaufanie, które pozwalają je podjąć. Już poza tym regularny rytmem. Następuje rozwój, kwiatek pięknie rośnie, a może i nawet zakwitnąć.  Ten czas pracuje w nas i pomnaża przestrzeń dialogu. Coś jak zaczyn, zmieniając  relację od środka.

No comments yet

Dodaj komentarz