Przeskocz do treści

Rodzinne tsunami

30/09/2011

Ostatnio w weekend przeszliśmy prawdziwe trzęsienie ziemi. Mój tato miał wypadek samochodowy. Poważny, wylądował w szpitalu na izbie przyjęć, potłuczony na kwaśne jabłko. Samochód do kasacji. Na szczęście oprócz ogólnych obić nic się nie stało. Ale to oczywiście wystarczyło, żebym zamroził się w strachu o niego i przestał normalnie funkcjonować w rodzinie. Cały byłem uwagą i myślami przy nim.
Pani Mego Serca, która nie jest ostatnio w najlepszej formie, kiedy zobaczyła, że sytuacja nie jest tak straszna, jak wyglądało na początku, spodziewała się, że moje napięcie puści i zajmę się nią choć trochę. No cóż, nie dałem rady. Byłem gdzie indziej.
Potem, kiedy tydzień spadł na nas ze swoimi ciężarami, mogło być już tylko trudniej. Nasze wzajemne oczekiwania mijały się na wspólnym mianowniku niezrozumienia. U mnie wszystko się dodatkowo pogłębiło, bo pojawiły się  problemy w pracy, wobec których jestem bezradny. Dla Pani Mego Serca  moja koncentracja na ojcu, była chyba odnowieniem pewnego dawno nie używanego przeze mnie mechanizmu rodzinnej lojalności. Był czas, że Pani Mego Serca miała pełne prawo czuć się mniej ważna od mojej rodziny pochodzenia. Ja byłem tam dyspozycyjny na wszelkie wezwanie, w odróżnieniu od zgłaszanych przez nią potrzeb. Teraz moja mobilizacja z miejsca nieświadomie zarezonowała w niej  przypomnieniem tamtego trudnego okresu. Jeśli złożyć wspomnianą  słabą kondycję Pani Mego Serca i moje poczucie osamotnienia w zmaganiach z pracą – to nie ma co się dziwić, że pewnego wieczoru doszło do eskalacji.
Usłyszałem rzeczy z naszej historii sprzed króla Ćwieczka, właściwie już o nich nie pamiętałem. Gorzkie podsumowania poczynań  moich  i mojej familii sprzed lat. Ciężko było to przyjąć, jeśli nawet pretekst do tych wypominek uznam za słuszny. Kiedy złapałem, że sytuacja wymyka się spod jakiejkolwiek kontroli i wkracza małżeński surrealizm, udało się przeciąć tę zalewającą falę emocji za pomocą filmu: gapienie się w jedną stronę i oderwanie od „tu i teraz” pozwoliło nie zamieniać tego wieczoru w jatkę, choć film  nie smakował żadną miarą. Pozostała przykrość, smutek i dystans pełen wzajemnego niezrozumienia.
Rano Pani Mego Serca przeprosiła za wczorajszy wybuch. Powrócił spokój, ale pozostaliśmy zmęczeni, żeby nie powiedzieć zdruzgotani tą świadomością, że nasza historia ciągle skrywa w swoich zakamarkach takie zawiłości. Nie mam żalu do uczuć Pani Mego Serca, wiem skąd przychodzą i co znaczą, a jednocześnie są tak intensywne i  trudne do przyjęcia, że niemal mnie pochłaniają, jak tsunami. Nie przyjmując ich – odcinam się od niej, przyjmując – sam tonę w tym morzu. I nie pomaga tu ani rozmowa, ani gesty. Potrzebny jest czas, aby wezbrane wody powróciły na swoje miejsce, ale któż chce czekać?

No comments yet

Dodaj komentarz